Dwoma tylko perfumami. Mam swoje ulubieńce i mimo ciągłego testowania nowych zapachów, nic innego nie podoba mi się, gdy tylko zima pojawi się za oknem. O każdej innej porze roku sięgam po kilka flakoników, testuję nowe perfumy, robię rozlewki na Wizażu. Ale z nastaniem krótkich dni i pierwszych mrozów moja ręka sięga tylko po dwie flaszki. I tylko zimą. W nich czuję ciepło i bezpieczeństwo. Otulają mnie jak ciepła puchowa kołderka. Są niczym zbroja, w której mogę zmierzyć się z ponurością zimowej pory. Dają mi odrobinę światła w te przykrótkie dni. Sprawiają, że zima jest jeszcze piękniejsza.
Angel i Flowerbomb. Moje miłości od lat. Wierne towarzyszki, które wyciągam wraz z puchową kurtką, grubymi szalami i emu. W tym roku jednak poczułam chęć maleńkiej zmiany. Nie kupiłam co prawda innej marki perfum, ale zaryzykowałam i w ciemno nabyłam Flowerbomb Extreme. Ryzykowny zakup okazał się bardzo trafny! Pieszczę teraz swoje zmysły skondensowaną wersją kwiatowej bombki. I niech jest przesłodzona, niech mówią, że nudna! I co z tego, skoro dla mnie zapach też żyje milionem migoczących, spokojnie spływających z nieba mroźnych śnieżynek, na które mogę patrzeć prz okno, siedząc w ciepłym pokoju,a w domu niesie się zapach waniliowych ciasteczek. Bez Bombki i Angela nie byłoby dla mnie zimy, nie mogłabym podziwiać jej piękna i wyjątkowości.
Kupując Bombkę skorzystałam z okazji i za jednym zamachem dorzuciłam do koszyka prezent gwiazdkowy dla męża. Ja zdecydowanie wolę, gdy machnie A-Menem, ale nie jest to zapach codziennego użytku, więc sięgnęłam po Diora. Mój mąż tak wspaniale nim pachnie! Próbki bardzo mu przypadły do gustu, to ucieszy sie z dużego flakonika:)