YSL Volume Effet Faux Cils Mascara- z fioletem mi nie do twarzy



Maniakalnie poszukuję idealnego tuszu do rzęs. Kilkakrotnie byłam już bliska odkrycia świętego Graala. Kilkakrotnie wydawało mi się, że już znalazłam i poszukiwania zostały zakończone. Niestety, za każdym razem okazało się, że to tylko chwilowa satysfakcja i po początkowej euforii, następowało trzeźwe spojrzenie krytycznym okiem. 

Mój wymarzony tusz musi z moich lichych rzęs robić cuda. A co tam, jak płacę, to wymagam. Moje rzęsy mają być pogrubione, wydłużone, nieposklejane. Tusz powinien dobrze się zmywać, w ciągu dnia nie kruszyć się i nie odbijać na górnej powiece. Czy naprawdę tak dużo wymagam? :)

Wzięłam w obroty YSL  Volume Effet Faux Cils w wersji fioletowej. Tusz w nazwie zawiera magiczne dla mnie słowo, które działa na mnie jak czerwona płachta na byka- VOLUME. Zawsze ulegam obietnicy objętości. Nie zawsze te obietnice zostają dotrzymane.

Lato się zbliżało, chciałam kolorystycznie zaszaleć i podkreślić zieleń moich oczu. Czego to kobieta nie robi, gdy promienie słoneczne coraz bardziej przygrzewają:)




Tusz zamknięty jest w ślicznej, złotej obudowie. I jak taka sroczka jak ja miała spokojnie przejść obok tego cuda, które z daleka do mnie mrugało w światłach drogerii. Och, lubię złoto w każdej postaci:)

Produktu mamy 7,5 ml, więc standardowa objętość. Zawsze żałuję, że producenci nie oferują swoich kosmetyków w mniejszych pojemnościach. Tyle kosmetyków do przetestowania, a życie tak szybko upływa:)




Kolorek tuszu to Violet, nr 4. Szczerze mówiąc, jest to bardzo delikatny odcień. Fiolet pojawia się przy mocnym słonku lub gdy dobrze się przypatrzymy. Bardzo mnie to ucieszyło, bo jakoś nie przepadam za kolorowymi tuszami. Chciałam spróbować, kupiłam, przetestowałam no i wiem teraz, jak to jest być wymalowaną fioletowym tuszem:)



Tusz jest świetny. Jedna warstwa wystarcza, aby ładnie podkreślić oko, dwie dają już efekt całkiem nieźle pogrubionych rzęs. Jednak dla mnie to wciąż za mało teatralny efekt. Ja lubię mega mocno podkreślone rzęsy. Wtedy wystarczy jeszcze kreska, delikatny róż, ładna pomadka i makijaż w 5 minut gotowy.
Dla osób, które wolą ładnie umalowane rzęsiska bez efektu teatralności, ten tusz będzie idealny.

Rzęsy nie są posklejane, tusz się nie osypuje w ciągu dnia i bardzo łatwo się zmywa. Z całego serca polecam, warto spróbować.

A tak prezentuje się na moich oczętach:)


















Ponieważ nie czuję się dobrze w tym kolorze, puszczę ten egzemplarz dalej w świat.
Jeśli chcecie spróbować się zmierzyć z fioletem na oczkach zapraszam. Tusz ląduje na wyprzedaży już dziś.

Essie Watermelon- na przekór jesieni


Dzisiejszy post będzie o moim ukochanym lakierze. Kocham go nie tylko za piękny, intensywny odcień, ale również za uśmiech, który zakwita na mojej twarzy za każdym razem, gdy spojrzę na swoje paznokcie nim umalowane. Toż to czysta radość zamknięta w maleńkiej buteleczce.



Essie- Watermelon


Wiem, wiem, niezbyt pasuje do aury za oknem. Teraz odpowiedniejsze są bardziej stonowane kolory. Ale trochę radości w tak pochmurne dni należy nam się. I skoro otaczający świat nie chce nam dostarczyć odrobiny koloru, to należy samemu się zaopatrzyć w wesołego umilacza.



Essie- Watermelon


Essie Watermelon to bardzo piękny odcień różu z delikatnymi i bardzo nienachalnymi drobinkami. Taki landrynkowy słodziak, aż ma się ochotę go zjeść. Lakier kryje wyśmienicie, wystarczy jedna warstwa, żeby dokładnie pokryć całą płytkę. Dwie warstwy zapewnią pazurkom nieskazitelny look. 

  


Essie- Watermelon



Watermelon, tak jak większość Essiaków, nakłada się wspaniale, dzięki szerokiemu pędzelkowi. Trzyma się na moich paznokciach około 4 dni bez większych poprawek. Jak na moje możliwości, to naprawdę niezły wynik. Paznokcie mam wymagające naprawy. Straszliwie mi się rozdwajają. Kupiłam już i stosuję odpowiednie panaceum. Po miesiącu zdam relację z jego skuteczności.








Estee Lauder Sumptuous- całkiem przyzwoity tusz.


Tusz Estee Lauder Sumptuous od bardzo dawna mnie nęcił. Czytałam wiele pochlebnych opinii i nie raz trzymałam go już w ręku z zamiarem kupna. Ale w drodze do kasy przychodziło zwątpienie. Dopiero, gdy w Douglasie za 39 zł można było kupić miniaturkę tuszu w zestawie z błyszczykiem, ostatecznie zdecydałam się na zakup. Za małe pieniądze można przetestować dwa kosmetyki, co bardzo sobie chwalę. Dzisiaj zacznę od tuszu.










Producent obiecuje efekt pogrubienia i podkręcenia rzęs. I te dwa efekty są dla mnie zawsze kluczowymi przy wyborze tuszu. Lubię mieć mocne oko.

Po pierwszej próbie wrzuciłam tusz do kosmetyczki z rozczarowaniem, żadna z obietnic nie została spełniona. Rzęsy były nijakie, krótkie, dużo im brakowało do efektu teatralnego, a właśnie na taki liczyłam. No cóż, przynajmniej drogi nie był, 39 zł można przełknąć. W koszyku tusz leżakował sobie i nabierał mocy. Po dwóch tygodniach znów po niego sięgnęłam i to co uzyskałam za jego pomocą, zadowoliło mnie na tyle, że dałam mu szansę.






Rzęs nie rozczesywałam, żeby najdokładniej pokazać uzyskany efekt. Zostały one pogrubione i ślicznie podkręcone. Rzęsiska sięgają wysoko, nie są straszliwie posklejane. Tusz bardzo łatwo się zmywa, nie podrażnia oczu. Warto spróbować. Muszę jeszcze nałożyć go na bazę, bo bardzo jestem ciekawa, jak się zachowa.











Dzień Darmowej Dostawy- moja wishlista



Już za miesiąc kolejny DDD-day-Dzień Darmowej Dostawy. Lista sklepów wciąż się wydłuża, miejmy nadzieję, że więcej sklepów się przyłączy do tej akcji, gdyż cieszy się coraz większym powodzeniem.

Wstępną listę muśmieciów już przygotowałam. Ponieważ ostatnio zachowuję umiar w zakupach oraz minimalizm w zasobach kosmetyczno- pielęgnacyjnych, to moje wishe nie prezentują się zbyt okazale. Ale tylko tego potrzebuję i tylko tego chcę spróbować. Przynajmniej na chwile obecną. Muszę jeszcze przyjrzeć się ofercie sklepów pod kątem nadchodzących Świąt. Może jakiś fajne prezenty uda mi się wynaleźć.

Na pewno kupię jajeczko, tym razem w wersji czarnej. I do tego podróżną kosmetyczkę. Bez jajeczka ani rusz, już nie potrafię się umalować bez niego.


Po raz kolejny kupię dwufazowy koncentrat rewitalizujący Annemarie Borlind, a dodatkowo mam ochotę wypróbować różaną wersję anty-aging.






Do koszyczka dorzucę dwa szampony Logony- oczyszczający oraz dodający objętości. Ponieważ w pielęgnacji włosów przerzuciłam się wyłącznie na naturalne produkty, mam naprawdę tyle kosmetyków do przetestowania!!!




Dorzucę też coś do pielęgnacji twarzy.



 

Oraz kilka gadżetów:)