Helena Rubinstein lash queen fatal blacks - recenzja



Z uporem maniaka od lat szukam tuszu idealnego. Aby zasłużyć na takie miano tusz musi:

-pogrubiać
-wydłużać
-być mega czarnym
-być trwałym
-nie robić owadzich nóżek
-nie odbijać się 
-nie kruszyć się.


Tych kilka punkcików jeden tusz już spełniał- Lancome Fatale. Jak ja go kochałam!!! I myślałam, że ta miłość będzie trwać na wieki. Niestety, to co piękne ma swój koniec. Fatale został wycofany!

No i nadal szukam. Niestety każda kolejna sztuka tuszu nie wzbudza we mnie mega zachwytu. Ale nie poddaję się, jest jeszcze tyle tuszy do wypróbowania:)

A tymczasem przedstawiam:

lash queen fatal blacks Heleny Rubinstein.

Tusz kupiłąm w zestawie zawierającym oprócz w/w próbkę kremu pod oczy oraz 50 ml płynu do demakijażu (świetny jest!)






Tusze Helenki uwodzą opakowaniami. Uwielbiam ten design, a to panterka, a to koronka... A tym razem skóra węża. Stąd też potoczna nazwa tego tuszu- pyton:) Opakowanie jest dość duże, o obłym  ( straszna nazwa) kształcie. Ale bardzo dobrze trzyma się w dłoni.







Kształt szczoteczki przypomina mi raczej węża boa niż pytona. Ma wygiety kształt i poszerzony u góry- tak jak u zdenerwowanej kobry. Szczoteczka to jeden wielki plus tego tuszu, jest po prostu perfekcyjna. Pierwszy raz mam tusz, który świeżo po kupieniu nie sprawia mi problemów z nałożeniem kosmetyku tylko na rzęsy. Przeważnie świerzutkim tuszem oprócz rzęs smaruję jeszcze powieki na linii rzęs i odbijam go po brwiami. Trwa to kilka dni, aż nauczę się operować szczoteczką. Tym razem było innaczej. Ani razu się nie ufajdałam:) Tusz był tylko na rzęsach. No rewelka! Na szczoteczkę nabierana jest odpowiednia ilość tuszu, nic nie skleja rzęs. Naprawdę ta szczota to mistrzostwo!!!





Tusz ma za zadanie pogrubić, dodać objętości. Kurcze, efekt raczej nie powala. Rzęsy są ładnie podkreślone, wydłuzone, czarniuchne, ale z tą dodatkową objętością to raczej słabo.

I mam dylemat, bo ta mascara mogłaby być idealna, ukochana, tylko że nie pogrubia. Same plusy i jeden konkretny minus. Mam naprawdę wątpliwości, może jak podeschnie nieco, to będzie lepiej pogrubiał. Bo cała reszta na plus:

-genialna szczotka
-nie osypuje się, nie kruszy
-nie kseruje
-piękna czerń
-nie robi owadzich nóżek
-zmywa się wodą z mydłem.


Na razie stwierdzam, że będę dalej szukać. A szkoda, bo jest to kosmetyk prawie idealny:) Jak na razie wysuwa się na prowadzenie w moim rankingu tuszy. Ale wciąż czekam na mistrza.

rzęsy bez tuszu
rzęsy z jedną warstwą tuszu
rzęsy z dwiema warstwami tuszu


4 komentarze:

  1. Damon dla mnie ten tuż był hitem poza jednym acz istotnym szczegółem - zapach, nie mogłam go znieść, czułam cały dzień...

    jestem bardzo zadowolona z benefit they real w połączeniu z baza lancome :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nic nie czuję:) To chyba dobrze.

      Obiecuję, że następny będzie Benefit:) Tak mi się Helenki opakowanie spodobało :)

      Usuń
  2. Damon, u mnie baza lancome "odawal" część roboty z rzęsami ale baza np z diorem nie bardzo współpracuje ale z benefitem super :) benefit musi z tydzień poleżakowac po otworzeniu ale mam juz 3 opakowanie kupione na vipach więc i cena bdb i jakość :) czeka w kolejce armani :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Udało się mojej mamie w Polsce dopaść ten zestaw. Już nie mogę się go doczekać! Fantastyczne sa Twoje rzęsy wytuszowane Heleną. O dziwo w Norwegii nie mogę dostać HR.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze:) Każdy czytam i biorę sobie do serca:)