Lato nadciąga i czas już zaopatrzyć się w lżejsze zapachy. Moje ulubieńce odpowiadają raczej zimniejszym i wilgotniejszym porom roku, więc wyruszyłam do perfumerii na rekonesans. Szukałam czegoś co mnie zachwyci, czegoś co sprawi, że będę podnosić nadgarstek do nosa chłonąc przyjemność woni.
Znalazłam nową wesję Chloe.
Ja takie odczucia mam względem Chloe. On mi pasuje, jest jak druga skóra, moje letnie oblicze.
Inne wersje Chloe nie ujęły mojego serca. Czułam w nich niewiadomo czemu mydło. Dlatego psiknęłam się na nadgarstek w Douglasie od niechcenia, bo nic innego nie rzuciło mi się w oczy. Psiknęłam się i wyszłam pozwalając, żeby zapach pochodził za mną. A on stał się mną. Poczułam się, jakbym była na słonecznej plaży i chodziłabym po gorącym piasku. Ciepły wiatr pieści mi włosy, a fale delikatnie szumią. Poczułam spokój i bezkres morza. Takie odczucia sprawiły, że musiałam kupić butelkę Chloe.
Zapach kupiłam w slepie internetowym i wraz z grupą wizażanek rozbieramy go. Sobie zostawiam 20 ml, tak akuratnie na lato. Na gorące lato. Bo jeszcze muszę znaleźć coś na chłodniejsze dni wakacji:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze:) Każdy czytam i biorę sobie do serca:)